Opowiem Wam świat

Siedzę na łóżku, a dookoła mnie roztacza się piękna panorama konstruowanego przez tydzień bajzlu. Nie zdążyłam ogarnąć, mam ostatnio tak dużo na głowie, że grozi to pęknięciem czaszki. Może to i dobra perspektywa: przynajmniej będę miała otwarty umysł.

Zamiast rzucać sucharami chciałabym skonstruować tekst. Najtrudniejszy, jaki na tym blogu powstał. Tekst, którego się boję, bo jeszcze nigdy przelewanie myśli na papier, nie kosztowało mnie tak dużo. Tekst będący trochę krytyką, trochę krzykiem, a trochę przyznaniem się do winy. Tekst, który powstaje dlatego, że każdego dnia oglądam świat, który sprawia wrażenie, jakby walił się w podstawach. Dlatego za chwilę wstawię wodę na herbatę, a potem powiem o wszystkim, co mnie boli. Opowiem Wam świat, na który patrzę z lękiem.

Kojarzycie lub nie (w zależności od znajomości dość znaczącego tekstu kultury jakim jest Biblia), że Jezus w Ewangelii nie raz wspominał o rozjeździe pomiędzy tym, co proponuje On, a tym, co proponuje świat. Mówił, że daje inaczej niż świat, że panem tego świata jest Szatan, że świat nas znienawidzi tak jak znienawidził Jego, że my nie jesteśmy z tego świata i że nie z tego świata jest Jego Królestwo. Jakby nie patrzeć dość radykalna antyteza. Osobiście wcale nie dostrzegałam jakiegoś poważnego kontrastu między światem a Ewangelią. Świat chce przecież miłości i dobra, i sprawiedliwości, i piękna, i chce pomagać biednym, i bronić praw tych, którzy praw nie mają. Co w tym nieewangelicznego?

Mam 27 lat, co wciąż plasuje mnie w grupie ludzi młodych. Śledzę rzeczywistość kreowaną przez influencerów, youtuberów, instagramerów czy blogerów (sic!). Przez ostatnie lata porządnie karmiłam się serwowanymi przez nich treściami, uważnie śledziłam każdy ich krok, bo bez skrępowania otwierają drzwi do swojego życia. Poznawałam ich opinie i ich spojrzenie na świat. Aż wreszcie zauważyłam coś, co zasiało we mnie ekstremalny niepokój.

Nie chcę generalizować ani nikogo obrażać, ale nie wiem czy kiedykolwiek w historii świat stał narcyzmem tak bardzo jak teraz. Świat, w którym „ja” stało się wartością nadrzędną. Świat, w którym większość influencerów permanentnie opowiada o sobie. I niezależnie od tego czy jest to „ja” w pełnym mejkapie i super stylówce, „ja” w ekologicznych ciuchach szytych w Polsce czy „ja” w dresie i bez makijażu lansujące ciałopozytywność – to ciągle jest „ja” zagarniające rzeczywistość. Już nie słuchamy, teraz wszyscy się wypowiadamy. Uwrażliwiamy na zdrowie psychiczne, promując psychiczny komfort i zachowywanie higieny, jednocześnie (przy słusznych, ale wyolbrzymionych założeniach) produkujemy ludzi przewrażliwionych na własnym punkcie, nie dostrzegających nic poza czubkiem własnego nosa. No bo przecież tak bardzo liczy się zaspokojenie „moich” potrzeb, realizacja „moich” pragnień, „mój” komfort psychiczny. Najbardziej na świecie liczę się „ja”.

Gdy z początku śledziłam działania mające na celu zastopowanie tabuizacji chorób i zaburzeń psychicznych, wydawało mi się, że to słuszny kierunek. Słuszny kierunek przybrał miarę obsesyjnego egocentryzmu. Zaburzenia nie są już tematem tabu, każdy wyskakuje ze swoją depresją (nerwicą, chad, zaburzeniami osobowości i czym tam jeszcze) z lodówki. Nie ma dnia, żebym nie czytała na Instagramie o czyichś chorobach czy zaburzeniach. Coś, czym kiedyś dzieliło się w gronie bliskich i zaufanych osób stało się rzucaniem pereł przed wieprze (nie obrażając odbiorców tych treści, to po prostu kolejna biblijna analogia). Cel dobry, ale proporcje chyba nam się trochę zaburzyły. Co oznacza, że dobry placek nam z tego nie wyrośnie.

Gdy widzę ten świat i świat Ewangelii, to wiem, gdzie jest prawda, za którą warto podążyć. Bo czy pełniejsze sensu jest życie influencera opowiadającego o swoim „ja” czy życie Matki Teresy z Kalkuty, która w całości poświęciła się „ty” i to „ty” brudnemu, cuchnącemu, trędowatemu i umierającemu na ulicy? A jeśli nie Matka Teresa, do której niektórzy mają „ale”, niech będzie więc sam Jezus, o którym wspominałam na początku. Podobno najbardziej liczy się „mój” psychiczny komfort, bycie w zgodzie ze sobą, swoimi potrzebami i uczuciami. Gdyby On na pierwszym miejscu postawił Swój komfort i bycie w zgodzie z tym, czego pragnie, gdyby szedł za tym, co podpowiadają Mu emocje, to żadną miarą nie doszedłby do Golgoty, a nasze zbawienie, mówiąc zupełnie wprost, poszłoby w diabły. Na łożu śmierci od świadomości, że miałam miliony wyświetleń na yt, wolałabym świadomość, że dawałam to życie innym. To nieprawda, że nie możesz postąpić wbrew sobie. Czasem warto postąpić wbrew sobie, by stać się dla kogoś bliźnim. Czasem warto postąpić wbrew sobie, by zyskać na tym coś znacznie większego i ważniejszego. Mój komfort nie jest najwyższą wartością, nawet jeśli tak twierdzi otaczający mnie świat. We wspominanej tu Ewangelii padły słowa: „kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony”. Trwa się często wbrew.

Mam nadzieję, że nie odebraliście tego tekstu jako apoteozy zaniedbywania siebie czy swojego zdrowia psychicznego. To ostatnia rzecz, którą chciałabym postulować. Siła tkwi w zdrowej równowadze między miłością Boga, bliźniego, ale również siebie. Zdrową, nienarcystyczną miłością.

Social media mnie wymęczyły, a to oznacza, że ciężko mi powiedzieć, co będzie dalej z blogiem. Miałam pomysł na cykl nowych tekstów, takich, w których nie byłoby „ja”. Czy się uda – życie pokaże. Mam nadzieję, że tak, więc jeśli możecie i macie ochotę, to cierpliwie zaczekajcie. Trwajcie wbrew.

Całuję mocno

Babcia

15 komentarzy Dodaj własny

  1. InkaKa pisze:

    Myślę, że niektóre „krzyczące” o tym osoby nie maja nawet tej jednej bliskiej której mogłyby o tym opowiedzieć. Opowiedzieć bez oceniania, słów” weź się w garść” itd. Ja zachorowałam na studiach i jedyna osobą która mi trochę pomogła i mnie rozumiała była moja ciocia. Pomogła mi bo sama przez to przeszłą. Mama, siostra, chłopak….nie pomogli, a nawet mieli do mnie pretensje, że coś udaję. Strach, lęk , niezrozumienie przeze mnie samą co się ze mną dzieje, rozpacz spowodowana depresją i stanami lękowymi, agorafobia a to wszystko przeplatane gniewem mamy, pogarda siostry i odrzuceniem przez chłopaka. Żałuję, że te parę lat temu nikt o tym nie krzyczał, bo wiedziałabym że nie jestem z tym sama, nie czułabym się tak winna, wiedziałabym wtedy że trzeba iść na terapię.

    Polubione przez 1 osoba

    1. Myślę, że jest pewna różnica pomiędzy uwrażliwianiem na zdrowie psychiczne, informowaniem o formach pomocy itp., a robieniem z tego niezdrowego kultu 🙂 I nie mówię o jednostkach, którym zdarzy się w ten sposób zawołać o pomoc, a raczej o osobach, które na tym budują swoją „karierę”. Ale dziękuję za Twój głos 🙂

      Polubienie

      1. InkaKa pisze:

        Rozumiem. Jeśli ktoś świadomie wykorzystuje to do budowania kariery to na pewno masz rację, że nie tędy droga. Ale jednak cieszę się, że mówi się o tym głośno i nawet jeśli jednej osobie miałoby to pomóc to na pewno warto 🙂 Pozdrawiam ciepło 🙂

        Polubione przez 1 osoba

      2. Tak, taka pomoc z pewnością jest bardzo istotna 🙂 Również serdecznie pozdrawiam! ❤️

        Polubienie

  2. Jarek pisze:

    Coś podobnego przeczytałem też ostatnio w książce „Bóg nie jest miły. Pułapka pluszowego chrześcijaństwa „, którą polecam. Trzymaj się! Pozdrawiam 🙂

    Polubione przez 1 osoba

    1. Oooo, chętnie przeczytam, dziękuję! ☺️

      Polubienie

  3. Maria pisze:

    Ja myślę, że jest jednak pewna różnica między rezygnacją z siebie i swoich potrzeb, bo tak chcę i tak decyduję, a sytuacją, gdy nie umiem inaczej albo nie rozumiem/nie dostrzegam/nie uważam za istotne swoich potrzeb i siebie w ogóle. To tak jak z nastawianiem drugiego policzka. Co innego, jeśli świadomie nie szukam odwetu. A co innego jeśli nie potrafię się obronić. To już nie jest ewangelia. Myślę, że Jezus nie każe nam wyzbywać się swojej sprawczości, tylko co najwyżej ŚWIADOMIE rezygnować z jej konkretyzacji. Świadomie. Nie, bo nie umiem inaczej. W tym widzę duchową siłę.

    Polubione przez 1 osoba

    1. Hmm, no tak, myślę, że w ogóle wolność obok miłości jest największą wartością w tej religii. Dzięki, fajne i ważne spostrzeżenie!

      Polubienie

    2. Inna rzecz, że dziś rezygnować przychodzi nam bardzo łatwo. Bo nie chcemy trudu. Na to chciałam zwrócić uwagę, ale tak – wolność w tym wszystkim jest kluczowa 🙂

      Polubienie

  4. Gabriel pisze:

    Trafna refleksja nad istotą dyskursu między światem współczesnym a ideami naszej wiary

    Polubione przez 1 osoba

  5. Kasia pisze:

    Mnie się Twój wpis bardzo podobał. Ważne są poruszane kwestie psychologiczne, wiedza na temat zaburzeń. Natomiast widzę także dużo egoizmu, narcyzmu, epatowania nietaktownego radością nie mając na uwadze, że inni mają trochę gorzej, więc można być delikatniejszym w przekazie. Bywają filmy merytoryczne na temat różnych problemów, a bywa także mówienie tylko o swojej historii, traktowanie słuchaczy, widzów z góry lub wulgarnie. Nawet te filmy merytoryczne także nieraz przechodzą w taki swoisty narcyzm.Nie da się w dzisiejszych czasach odciąć od social media. Nawet trudno mi coś całkowicie ograniczyć, bo algorytmy i tak nas na coś naprowadzą. A bardzo bym chciała. U Ciebie jest kameralnie. Nie ma traktowania z buta kogoś.

    Polubione przez 1 osoba

    1. Ojej, jaki piękny komentarz! Bardzo Ci za te słowa dziękuję ❤❤❤

      Polubienie

  6. Wielgi pisze:

    Brawo za ten tekst! Nadal młoda, lecz zdecydowanie dojrzała z Ciebie Babcia 😉

    Polubione przez 1 osoba

Dodaj komentarz