Z początku dałam się porwać fali. To, co wydarzyło się w niedzielę a dokonało w poniedziałek, wywołało wstrząs. Mieszanina żalu i złości oraz palące poczucie niesprawiedliwości zaowocowały spontanicznymi postami na facebooku oraz wypowiedziami, w których dawałam upust rozgoryczeniu i rozczarowaniu swym narodem.
Czy było to sensowne? Na pewno bardzo emocjonalne. Pierwsza reakcja została wywołana niemałym szokiem i w zasadzie trudno się jej dziwić. Wszystkich nas ścięło z nóg. Dalszy rozwój sytuacji pokazał jednak, że czasem warto zwyczajnie ochłonąć, bo zbyt pochopne skoki kończą się siniakami.
Zginął człowiek. Miał 53 lata, żonę i dwie córeczki. Mnóstwo planów. Pewnie mieli wyjechać gdzieś na wakacje, może zaprosili znajomych na następny weekend albo obiecali dzieciom spacer nad morze. Żona spodziewała się, że zobaczy męża po powrocie z Londynu, że może znów posprzeczają się o niewyniesione śmieci, ale potem pogodzeni obejrzą ulubioną komedię. Tymczasem stało się inaczej. Nikt się nie spodziewał, nikt nie przewidział, a zaplanowała to tylko jedna osoba. Paweł Adamowicz nie żyje.
Nie wiem, jakim był człowiekiem. Nie ma to najmniejszego znaczenia. Istotne jest to, że Pawła Adamowicza nie ma, bo ktoś brutalnie i niesprawiedliwie odebrał mu jego najcenniejszy skarb – życie. Na coś takiego nigdy się nie zgodzę.
Reakcje, które obserwowałam – głównie w Internecie – pokazały mi, że na szczęście nikt z nas nie chce się na to godzić. Bunt, który się w nas zrodził, mógłby być buntem pozytywnym, bodźcem do pracy nad sobą, do miłości, zgody i zjednoczenia.
Tymczasem…
Tymczasem trafia mnie szlag. Złożyłam tymczasową dymisję z facebooka, bo nie jestem w stanie – bez przełykania łez – patrzeć na to, co dzieje się w naszym społeczeństwie. Śmierć człowieka, owdowiała żona, osierocone córki – wszystko to zupełnie nam umknęło. Zamiast wspominać Adamowicza, pomodlić się za jego duszę, za jego rodzinę i sprawcę, a gdy ktoś nie jest wierzący – pochylić się ze współczuciem nad poszkodowanymi – my urządziliśmy jatkę i rzeź. Przekrzykujemy się nawzajem w tym, kto jest winny, bezwiednie (albo i nie) poszerzając krąg nienawiści. Zamiast zatrzymać się przy bezsensownej śmierci człowieka, zadumać nad nią, wyciągnąć wnioski i zacząć kochać bardziej, my rzucamy oskarżenia i bierzemy udział w patologicznej walce. Rzucamy zawistne hasła w kierunku PiS-u, PO, Kościoła Katolickiego, TVP, TVN-u, Jerzego Owsiaka i dupy maryny, zamiast w tym momencie być myślami i sercem przy zmarłym prezydencie i jego bliskich, i robić wszystko co w naszej mocy, by mury runęły i pogrzebały stary świat, robiąc miejsce rzeczywistości, w której będzie więcej pokoju i wzajemnego szacunku. Zwłaszcza że winy nie ponosi tu żadna partia, ale człowiek, który miał w ręku nóż.
To dlatego uważam, że wykorzystywanie śmierci Adamowicza do urządzania manifestacji przeciwko władzy to na wskroś zły pomysł. Nie na miejscu. Nie w tym czasie. Ochłońmy i uszanujmy zmarłego. Przestańmy drzeć japy, bo nie sądzę by ś.p. prezydent chciał, by jego śmierć była przyczynkiem wojny domowej. Osobiście nie popieram ani PiSu, ani PO, ale w tym momencie swoje poglądy polityczne chowam do kieszeni. Nikomu nie chcę skakać do gardła.
Wczoraj wieczorem byłam z przyjaciółką w kawiarni. Komentowałyśmy ostatnie zdarzenia popijając gorącą herbatę i przez szybę obserwując ludzi pomykających Racławickimi. To mądra Karola zwróciła moją uwagę na to, że nie czas na zajmowanie się teraz Jerzym Owsiakiem. Nie umniejszam jego roli jako twórcy WOŚP. Uważam, że to dobre dzieło, za które jestem mu wdzięczna. Ale to prawda: nie on stracił życie, nie on osierocił dzieci. Dajmy bliskim prezydenta Adamowicza pożegnać go w spokoju, bez medialnych burz wokół dymisji Owsiaka. Zajmijmy się tym później.
W dniu śmierci Pawła Adamowicza sięgnęłam po Pismo Święte. Aktualnie rozważam fragmenty z Księgi Rodzaju, więc bez zastanowienia zaczęłam czytać przygotowaną na ten dzień perykopę. Kiedy zaś Pan widział, że wielka jest niegodziwość ludzi na ziemi i że usposobienie ich jest wciąż złe, żałował, że stworzył ludzi na ziemi, i zasmucił się. Wiedziałam, co chce mi powiedzieć Pan B. Wiedziałam, że nie chciał śmierci Adamowicza. Że nie chce wiecznego potępienia dla jego mordercy. Czytając fragment o Noem zrozumiałam coś jeszcze. Jeśli chcę, by takich sytuacji było jak najmniej, muszę konsekwentnie i ze spokojem, ufając Bogu, budować swoją arkę. Więc wypisuję się ze społecznej walki. I nie dlatego, że nie obchodzi mnie los Polski i Polaków. Ale właśnie dlatego, że obchodzi mnie bardzo.
Zdjęcia: Cynamonka
Bardzo mądry i wyważony wpis. Też jestem zdania, że powinno być trochę więcej ciszy nad tą trumną…
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Cieszę się, że myślimy podobnie ❤ Dziękuję!
PolubieniePolubienie
Ewe, dziękuję za mądry głos, który naprawdę daje do myślenia. Piękna idea z budowaniem własnej arki. Niech dobro idzie w świat. ❤
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Niech idzie ❤
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Popieram.Podobnie myślę.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dziękuję!
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Nie jest łatwo zachować spokój przeglądając „internety”. Dużo fałszywych wiadomości, błędnych interpretacji, a czasem i celowych deformacji.
Odkąd uświadomiłem sobie, że media „kreują”, a nie informują, z dystansem podchodzę do wiadomości. Przyjąłem zasadę, że jeśli na daną sytuację nie mam wpływu, to pomodlę się o spełnienie się woli Bożej i idę dalej.
Jestem o wiele spokojniejszy…
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Mądrze! Wspaniały głos, dziękuję! 🙂
PolubieniePolubienie
babcia.obserwatorka. tyle apeli, smutku,zadumy obcych, a własne dzieci się cieszą, są radosne w myśl zasady-nic się nie stało przecież?!
PolubieniePolubienie
Własne dzieci się cieszą?
PolubieniePolubienie