Wieszcz

Gdybym miała powiedzieć, jakim czynnościom życiowym poświęcam najwięcej czasu i energii, wymieniłabym spanie, jedzenie i czytanie (ewentualnie naukę, szczególnie że Pan B. stwarzając mą marną osóbkę, musiał wrzucić do kotła porządną dawkę kujonowatości).

SONY DSC

Kiedy nauczyłam się czytać, wszystkie inne atrakcje, które serwował świat, okazały się puchem marnym, tandetną odpustową zabawką, a może wręcz tanią i rakotwórczą chińszczyzną. Po prostu nic we wszechświecie nie równa się dobrej lekturze. I choć ostatnio przeczytałam u Krzysztofa Vargi nieco zawoalowaną, acz cenną uwagę, że czytanie to forma ucieczki od rzeczywistości podobna do nadmiernego snu bądź pijaństwa, mimo trafności powyższego porównania romansu z lekturą przerwać nie zamierzam.

Czytam dużo i często, choć jest to kropla w morzu bogactwa, jakie serwuje literatura. Znam wielu pisarzy, wielu z nich uwielbiam, innych szczerze nie znoszę. Kocham Prusa, Sienkiewicza, Kafkę, Hłaskę, Osiecką, Stasiuka, Twardocha i wielu innych, którzy noszą w sobie charyzmat, jakim jest dobre pióro. Jednocześnie „Limes inferior” Zajdla uważane za cenne dzieło polskiego sci-fi męczyłam niczym niedobre danie na urodzinach babci, a Żeroma bez skrupułów wyrzuciłabym nie tylko z kanonu lektur, ale i ze świadomości polskiego społeczeństwa.

Ostatnio przeczytałam jednak książkę, której cudowność nie równa się z żadnym innym dziełem, które kiedykolwiek przeszło przez moje ręce. Chociaż mój K. uważa, że w dziedzinie literatury nie powstało nic lepszego niż „Rok 1984”, to ja (choć również cenię książkę Orwella) w żadnym wypadku się z tym nie zgodzę. A to dlatego, że zachwyt, jaki wywołała we mnie powieść, której tytuł za chwilę przytoczę, nie równa się niczemu, co widziałam w życiu. Niczemu.

SONY DSC

„Na wschód od Edenu”. John Steinbeck. Fenomenalne studium nad naturą człowieka, moralnością i istotą egzystencji. Steinbeck uchwycił to, co siedzi w ludzkiej naturze od czasów nieszczęsnego Kaina i nieszczęśliwie kończącego Abla. On wiedział, widział i wypowiedział na głos. To naturalne, że w jego powieści każdy odnajduje siebie – w końcu każdy tak samo nosi w sobie walkę dobra ze złem i każdy tak samo pragnie być kochany. To niby proste odkrycie ukazane na doskonale zbudowanych sylwetkach bohaterów Steinbecka powala na kolana. A ponieważ wyżej wspomniane prawdy siedzą w zakamarkach każdego, niezależnie jak ukształtowanego serca, to „Na wschód od Edenu” automatycznie staje się jedną z tych lektur, nad którymi nie da się przejść obojętnie. To lepsza psychoanaliza niż serwowana przez Freuda.

Kain i Abel. Karol i Adam. Kal i Aron. Imiona, historie, emocje – umiejętnie wykorzystane analogie tworzą prawdziwy literacki majstersztyk. A gdy człowiek się zastanowi, to przecież sam widzi, że każde ludzkie zło wynika z niewłaściwego dążenia do dobra.

Sylwetki bohaterów są fenomenalne – tak wspaniale realne, niemal namacalne osobowości budować potrafił może tylko Lew Tołstoj. I to chyba też nie tak jak Steinbeck. A poza tym język! John Steinbeck w naturalny sposób posłużył się tak pięknym, a jednocześnie niewymuszonym językiem literackim, że podobnie zachwycającego jeszcze nigdy nie widziałam (a toporny język Żeromskiego przy czymś tak wspaniałym utonąć powinien w otchłani zapomnienia).

Wszystko co piszę, wydaje mi się za małe, by oddać geniusz Steinbecka. W zasadzie to jest mi trochę głupio, bo z każdym napisanym zdaniem myślę sobie: Ew, to jest źle, to za ubogo. Chyba sama nie noszę w sobie aż takiego bogactwa, by móc we właściwych słowach pisać o mistrzu. Cynamonka mówi, że nie znosi określenia wieszcz. Ja je lubię, bo kryje w sobie coś romantycznie magicznego i pokazuje, że literatura nierzadko staje się zjawiskiem metafizycznym. Tak jest w przypadku Steinbecka. Uważam go za wieszcza. Bezdyskusyjnie.

SONY DSC

Zdjęcia Kwasi:

http://www.instagram.com/qwasia

 

8 komentarzy Dodaj własny

  1. Miałam te same odczucia, gdy czytałam „na Wschód od Edenu” te dwadzieściakilka lat temu. Od razu wiedziałam, że to książka, do której wrócę, jedna z tych, po których nic nie jest już takie jak przedtem. Niedawno ktoś zostawił książkę na półce bookcrossingowej. Bez wahania ją wzięłam.I wrócę do niej … to pewne.

    Polubione przez 1 osoba

    1. Tak, nic już nie jest jak przedtem! Dokładnie ❤

      Polubienie

  2. tucynamonka pisze:

    A jeszcze niedawno sprawdzałam Twój blog, czy nie napisałaś przypadkiem czegoś nowego. 😉 No i jest!
    Potem zobaczyłam tytuł „Wieszcz” i pomyślałam – to Gawędziarka, i tak na pewno przeczytam z przyjemnością. No i się nie pomyliłam!
    Pięknie napisane, tyle miłości do literatury jest w tym tekście, że aż uśmiech sam pełznie na twarz.
    Ściskam Cię mocno! 😘

    Polubione przez 1 osoba

  3. juggler pisze:

    Bardzo dawno czytałem tę książkę, ale to bez znaczenia.Historia chińskich starców-poszukiwaczy sensu i prawdy oraz olśniewajaca potęga zagubionego słowa „timszel” już ze mną zostały.

    Pozdrawiam

    Polubione przez 1 osoba

    1. To zostaje na zawsze ❤

      Polubienie

  4. Pingback: Łyk kultury

Dodaj odpowiedź do Stella Olejnik Anuluj pisanie odpowiedzi