Dlaczego nie należy definiować się przez swoją historię?

Uwaga! Wpis nie jest dedykowany osobom, które dopiero poznają swoją historię, czyli np. zaczynają terapię. Zagadnienia, które w nim poruszę, jeszcze ich nie dotyczą. Jeżeli takie osoby mimo wszystko chcą przeczytać poniższy tekst, niech potraktują go z dużą dozą ostrożności. Nie chciałabym im zaszkodzić.

danielle-macinnes-222441-unsplash

Zdecydowałam się podjąć ten temat, bo jest mi bardzo bliski i to nie tylko dlatego, że z racji wykształcenia nic co historyczne nie jest mi obce. Odkryję karty: swego czasu byłam mistrzem definiowania się przez swoją historię. Z powodzeniem mogłabym startować w zawodach i myślę, że z dużym prawdopodobieństwem stanęłabym na podium. Dzisiaj jest mi okrutnie wstyd, ale wówczas nie zdawałam sobie sprawy z problemu. A skoro znam zagadnienie z autopsji, to poznałam też jego blaski i cienie. Zwłaszcza cienie.

Przyznaję, że biorąc na tapetę powyższy problem, mam mnóstwo obaw, bo ostatnie, czego bym chciała, to kogoś urazić. Sprawa jest delikatna, bo nasza prywatna historia zawsze będzie się wiązać z całą masą nierzadko trudnych emocji. I dobrze, bo mamy do nich prawo. Poza tym to w jaki sposób oraz w jakim tempie radzimy sobie z przeszłością, to totalnie indywidualna rzecz. Dlatego nikogo nie oceniam. Jednak bazując na osobistych doświadczeniach dochodzę do wniosku, że analiza własnej przeszłości niesie ze sobą duże ryzyko. A przed pewnymi niebezpieczeństwami warto ostrzec w porę.

Każdy z nas nosi w sobie zranienia. Trzeba je nazwać i przepracować, bo kiedy są nieuświadomione, mają większą siłę rażenia. Prosta zasada: poznaj swojego wroga, a łatwiej go pokonasz. Jeśli zranienia są poważne albo jeśli ich konsekwencje mają istotny wpływ na Twoje życie, nie kombinuj, tylko idź na terapię. Inaczej jest spore ryzyko, że będziesz znacznie komplikować życie – i własne, i innych. A przede wszystkim będziesz się, Kochanie, męczyć. Nie warto. Na terapii zaś jak po nitce do kłębka dotrzesz do źródła swoich trudności po to, by je – jeśli nie zlikwidować – to przynajmniej osłabić. Daj sobie pomóc.

cater-yang-245640-unsplash

Nurtów terapeutycznych jest dużo. Można przebierać. Jest psychodynamiczny, behawioralny, behawioralno-poznawczy, egzystencjalny, integracyjny, a pewnie i inne, z istnienia których nie zdaję sobie sprawy, bo nie jestem psychologiem. Prawie w każdym z  tych nurtów będziesz musiał/-a skonfrontować się ze swoją historią. Tylko co dalej?

Poznaj, pozwól sobie na przeżycie bólu i pożegnaj. Ja wiem, że łatwo powiedzieć, ale sama się przekonałam, że jeśli tego nie pożegnasz, to cała praca będzie o kant tyłka potłuc. Nie tkwij w tym bagnie. Nie definiuj się poprzez swoją przeszłość, ale przez to, co tu i teraz. Przeszedłeś/ przeszłaś przez trudne doświadczenia, więc przekuj to w swój atut. Jeśli Twoim głównym pożywieniem będą Twoje problemy, a przez świat będziesz wędrować z tabliczką „Jestem zraniony/-a”, to nigdy nie zaczniesz żyć naprawdę. Ja to wiem, bo tak wędrowałam. I dużo tym samym popsułam.

Każdy jest poraniony. Nie tylko Ty. Każdy ma problemy. I dobrze, że masz takie a nie inne doświadczenia, bo możesz z nich wyciągnąć wnioski. Zostaw to, co było. Nie mów ludziom wokół: „Uważaj, bo nadepniesz na moje zranienia”. Ludzie nie będą funkcjonować pod Ciebie – to Ty musisz nauczyć się żyć ze swoim bagażem.

artsy-vibes-617335-unsplash

Mądry Polak po szkodzie. Ja tego nie potrafiłam i raz za razem popełniałam wszystkie wyżej wymienione błędy. Na dyktandzie z życia 80% treści miałam podkreślone na czerwono. Wstyd mi jak stąd do wieczności, ale trudno. Z całej sytuacji plus jest taki, że niczym Aleksander K. mogę powiedzieć: „Nie idźcie tą drogą”. Ja nią przeszłam i najadłam się gorzkich owoców. Zapłaciłam za to długą, uciążliwą niestrawnością.

Nie usprawiedliwiaj wszystkiego trudnym dzieciństwem, burzliwą młodością, nieudanymi związkami. Pewnie, że ma to na Ciebie wpływ, ale musisz zacząć go zmniejszać, a nie zrobisz tego dławiąc się ciągłym żalem, że właśnie Ciebie to spotkało. Wszyscy znają baśń o Kopciuszku. Gdyby ta poszkodowana przez los dziewczyna po ślubie z księciem wciąż żyła tym, jak mocno skrzywdziły ją macocha i przyrodnie siostry, nie zaczerpnęłaby nawet grama radości z nowego życia. Nikt nie dopisał dalszego ciągu baśni, ale trzeba mieć nadzieję, że Kopciuszątko skupiła się w pełni na nowej roli żony następcy tronu, bo w innym wypadku ani jej, ani księciu nie byłoby miło, a tym bardziej długo i szczęśliwie.

Oczywiście wszystko zależy od etapu. Pewnych rzeczy nie przeskoczysz, choćbyś był Kozakiewiczem. Jeśli właśnie teraz poznajesz swoją historię, nie jest to czas byś ją żegnał. Masz prawo przeżyć wszystko we własnym tempie – powinieneś zrobić to spokojnie i dokładnie. Nie zostawiaj bajzlu bez posprzątania. Jednak kiedy już się z tym uporasz, to się z tym rozstań. Serio. Ja przedłużyłam etap przeżywania i jest to rzecz, której chyba najbardziej w życiu żałuję.

jan-kahanek-184675-unsplash

A skoro nie definiować się poprzez swoją historię to przez co? To akurat prosta sprawa. Gdy przepracujesz już swoją historię i uwolnisz głowę, znajdziesz więcej czasu i sił na swoje zainteresowania, edukację czy dodatkowe aktywności. To, co aktualnie robisz, czym i jak żyjesz, czym się interesujesz – właśnie to Cię definiuje. W pewnym momencie sam/-a poczujesz, że nie masz już potrzeby grzebania po raz enty w swoich problemach. Wolisz żyć tym, co bieżące. Wypełni Cię to całkowicie, a krwawienia i żale odejdą w niepamięć. Naprawdę się da.

Na koniec dodam, że cały czas towarzyszy mi lęk czy nikomu z Was nie sprawiłam przykrości. Nie chciałam. Doskonale rozumiem, że wszystko zależy od miejsca, w którym się znajdujemy. Przyspieszanie na siłę daleko nie zaprowadzi. Chciałam tylko przestrzec. Bo swoje błędy porządnie odchorowałam. I nie polecam.

Babcia

matthew-sleeper-124918-unsplash

4 komentarze Dodaj własny

  1. Bezp. pisze:

    Terapia… jaka to była ciężka rzecz… ile razy biegłam na nią zmotywowana… by potem bać się powiedzieć co czuję. :/
    Podziwiam i zazdroszczę, że dałaś radę.
    I jak teraz się czujesz?
    Lepiej Ci się żyje z innymi?
    A zwłaszcza czy lepiej Ci że samą sobą?

    Polubione przez 1 osoba

    1. Tak, doskonale rozumiem, o czym mówisz 🙂

      Czuję się o niebo lepiej, relacje z innymi mają zupełnie inną jakość, a ze sobą w końcu jest mi bezpiecznie 🙂

      Polubienie

  2. Marta pisze:

    Dawniej Twój tekst by mnie oburzył, bo jak to „Ludzie nie będą funkcjonować pod Ciebie – to Ty musisz nauczyć się żyć ze swoim bagażem.”?!
    Jestem ofiarą wydarzeń z przeszłości, więc wymagam, by ludzie funkcjonowali pode mnie,

    Dopiero na terapii zrozumiałam, jak dużą krzywdę sobie tym myśleniem zrobiłam. Myślę, że pasuje tutaj mój ulubiony cytat:
    „Ważne jest nie to, co ze mną zrobiono, lecz to co ja sam zrobiłem z tym, co ze mną zrobiono.”
    — J.P. Sartre
    Uwielbiam ❤

    Polubione przez 1 osoba

    1. Dawniej mój tekst mnie też by oburzył 😀
      Mnie też pomogła terapia.

      A cytat jest wspaniały, zapamiętam go! Dziękuję ❤

      Polubienie

Dodaj komentarz